poniedziałek, 4 kwietnia 2011

PRZEPRASZAM PANIĄ, CZY TO JEST WILK?

Z wilczakiem nie da się spacerować  "aspołecznie". Człap, człap, człap, człapię sobie razem z Lu we wczesnowiosenny, wietrzny i zimny dzień nad Wisłą. Lu eksploruje otoczenie, ja poowijana w 100 szalików i 5 czapek nie eksploruję niczego. Nagle zatrzymuje mnie pan:
-Przepraszam panią, czy to wilk?
-Nie, proszę pana - odpowiadam uprzejmie - to wilczak czechosłowacki. Taka rasa psa...- Opowiedziałam  pokrótce o wilczakach, pan pocmokał, pogłaskał, pozachwycał się i poszłam dalej. Po chwili:
- Przepraszam panią, czy to wilk? - zapytuje kobieta z dzieckiem.
- Nie proszę pani, to wilczak czechosłwacki...itd. itd. powtórka sprzed chwili - odpowiedziałam grzecznie i uprzejmie, bo ja grzeczna i uprzejma jestem z natury:). Pięć minut później:
- Przepraszam panią, czy to wilk?  - pyta dwóch chłopaków
-Nie, to wilczak czechosłowacki... -  ple, ple, ple, opowiadam dalej, bliska wytatuowania sobie na czole"nie, to nie wilk". Chwilę później, grupa nastolatek:
- Przepraszam, czy to wilk?
- Nie, to wilczak czechosłowacki...ple,ple,ple opowiadam.
Przeszłyśmy może z 500 metrów:
- Przepraszam, czy to wilk?
- Nie, to wilczak czechosłowacki...ple,ple ple
...
- Przepraszam,czy to wilk?
- Nie, to wilczak czechosłowacki...trala lala la
...
- Przepraszam, czy to wilk?
- Nie, to wilczak czechosłowacki...pi pirim pim pim..
...
- Przepraszam, czy to wilk?
- Nie, to wilczak czechosłowacki...itd
...
- Przepraszam...-zagaduje młody chłopak. Przerywam mu w pół zdania:
- Nie. To nie wilk. To wilczak czechosłowacki.Taka rasa psa.
-Acha...tak...fajny pies...- chłopak patrzy na mnie tak trochę jak na wariatkę - O godzinę chciałem zapytać, bo mi się komórka rozładowała...

Noooo, ludzie to jednak potrafią zaskakiwać!

sobota, 2 kwietnia 2011

O WRÓŻENIU

No. No i wywróżyliśmy - stało się dokładnie tak jak przewidywaliśmy!:) Bure maluchy zawróciły w głowie kompletnie i nam i całej reszcie zwierzyńca i kompletnie na nic blogowego nie było czasu! Wygrzebaliśmy się już z pieluch i smoczków - maluchy rozrabiają już w nowych domach demolując co popadnie - jak to szczeniaczki:) Jeśli tylko złapiemy wiosenny oddech ( bo na wiosnę zajęć zawsze tyle, że ten oddech złapać nie łatwo) to nadrobimy liiiiiiiiiczne zaległości! A nazbierało się tego, oj nazbierało! Inna sprawa, że wraz z zaległościami, powstały też liczne plany! I to jakie! Te najważniejsze to...znowu sexturystyka!;) Jeśli będzie owocna, to na przyszłą wiosnę po pastwisku brykać będą trzy nowe maluchy:):) Trzymajcie kciuki!

A póki co, takie oto małe wilki do niedawna mieliśmy w domu - sztuk pięć:

Normalnie, to były takie:
i takie:
  oraz takie:

Ale gdy przyjeżdżali z wizytą przyszli właściciele...



poniedziałek, 3 stycznia 2011

O STANACH I ŚWIĘTACH...

Czyli co u nas...Jak każdy porządny Polak, święta spędziliśmy przy stole i w samochodzie. Z typowo polskich tradycji świątecznych ominął nas tylko telewizor, bo z pełną świadomością takowego sprzętu gospodarstwa domowego nie posiadamy. Nawet nie wiemy kiedy nam te święta mignęły.
A w nowym roku? Wojtek prezentuje stan zabiegania-zabiegania. Ja prezentuję stan zabiegania-rozchorowania. Dodatkowo wszyscy prezentujemy stan OCZEKIWANIA no bo wiadomo! Szczeniaczki już bardzo niedługo! Luna prezentuje stan niezrozumienia (bo-Furia-jest-gruba-i-nie-chce-tyle-biegać-i-co-to-za-koleżanka-z-niej-jest!). Furia natomiast prezentuje stan ZRELAKSOWANIA. Moim zdaniem to stan błogiej nieświadomości (nie wiemy jeszcze tylko czy to bardziej nieświadomość Furii czy nasza). Generalnie poglądy na życie pani Furii prezentują się ostatnio tak:

wtorek, 7 grudnia 2010

NADCHODZĄ SZCZENIACZKI! CZYLI O FURII W ROLI PANI MATKI :)

No i nic dziwnego,że się siedziało i się wyło! Się w ciąży jest, to humory mieć można! Się dzieci spodziewa, to nic dziwnego, że się szuka winowajcy! Bo niby co? Ma Furia sama wychowywać?! Facet się ulotnił, to co było robić? Trzeba było wyciem przywołać do porządku, żeby szanowny gentleman się opamiętał i wziął odpowiedzialność!:)No pech, że Słowacja daleko i nie słyszał, no pech... A tak całkiem serio serio, to teraz wiemy już na pewno:) Byliśmy z Fusiejką  na USG i takie oto mamy piękne zdjęcie! Według wszelkich znaków na niebie i ziemi, maluchy przewrócą nasz dom do góry nogami w pierwszych dniach nowego roku, czyli przy naszym szczęściu albo dokładnie w Sylwestra, albo w Nowy Rok:):):)

 Oj tam, że mało wyraźne, oj tam,  ale za to radość jaka!  Fusiejka oglądnęła zdjęcie i doszła do wniosku, że po pierwsze, to chyba nie jej, bo jakieś brzydkie a jej by było ładniejsze. NO ALE skoro tak się upieram że jednak jej, to w takim razie teraz,  to ona już  może tylko i wyłącznie leżeć, jeść, tyć i pachnieć! Nic robić nie będzie! Się jest w ciąży to trzeba korzystać!  Potem, to się będzie miało pełne ręce roboty i maluchy przyssane do cycków - no taka średnia perspektywa spędzania wolnego czasu jak na naszą księżniczkę.;)

piątek, 26 listopada 2010

O LUBIENIU...

Od momentu...
   ...gdy Furia wróciła z randki z Hittem...
 ...mamy dziwne wrażenie...

 ...jakby nasi sąsiedzi...

 ...lubili nas…

...tak jakoś mniej…

Zupełnie nie wiemy dlaczego.

Informacja dla melomanów: koncerty odbywają się codziennie w godzinach porannych i wieczornych.  Pomiędzy koncertami trwa nieustana próba generalna i ćwiczenie warsztatu wokalnego. Diva zwykła koncertować na świeżym powietrzu. Po godzinie 21:00 koncertuje w zaciszu domowym, przy czym "zacisze' w takiej sytuacji jest określeniem mocno naciąganym.
Prócz arii solowych, w ramach najbliższego koncertu przewidziano również występ w duecie ze wschodzącą gwiazdką opery-Luną, oraz wykonanie kilku wspólnych kompozycji z karetką Pogotowia Ratunkowego NFZ Proszowice i wozem strażackim OSP Żydów.
Zapraszamy!:)

poniedziałek, 15 listopada 2010

KONIE...

W związku z tym że praktycznie przez ponad pół roku Aga była sama ze zwierzyńcem to dla tych większych i ładniejszych i mądrzejszych mieliśmy czasu w ograniczonej ilości. Choć zdarzały się takie wyskoki:

były zabiegi upiększające
w wolnej chwili starałem się ruszyć co poniektórych
czy to tego gniadego

czy też tą rudą
 na początku zainteresowanie było dosyć duże
po jakimś czasie jedni kombinowali
wytrwali tylko nieliczni...
a kończyło się to tak 

lub

środa, 10 listopada 2010

O SIĘ ZŁYM COŚ ZROZUMIENIU...

Telefon:
- Dzień dobry pani Agnieszko, myśmy te okna skończyli wykuwać. To klucze zostawimy pani tam gdzie zawsze, ale zastawiamy się czy tej dużej dziury to czymś nie zabezpieczyć jakby lało, co pani myśli?

 - Dobra, jakąś folią przyłóżcie,ja niedługo będę to sobie zabezpieczę. Nie jest duża,to sobie poradzę.

- Eeeeeeeeeee...no trochę duża to ta dziura jest...w końcu to prawie cała ściana...

- ??!?? Jaka cała ściana?!?

- No 250 wysoka, 400 szeroka...tak jak pani mówiła...No prawie cała ściana wyszła...

(zawał-reanimacja-zawał- chęć mordu-reanimacja)

- Panowie...250 wysoka 40 szeroka...! 40!

( głucha cisza w słuchawce)

- A...to chyba się coś źle zrozumieliśmy pani Agnieszko...


środa, 3 listopada 2010

O SEXTURYSTCE I BYCIU MACOCHĄ

No i wyszło na to, że wszędzie się pochwaliliśmy, tylko nie u siebie:)
Tak się wcześniej nie przyznawaliśmy, ale od jakiegoś czasu nasze marzenia o domowej hodowli wilczaków zaczęły nabierać kształtów realnych:) Mamy hodowlany przydomek ("Wilk z baśni") i od dłuższego czasu też rozglądamy się za chłopakiem dla Furii. Nasze wakacyjne wyjazdy, to nie tylko Chorwacja, ale i...Słowacja (no mało egzotycznie, mało;) ), a dokładniej, byliśmy zapoznać się z Furii chłopakiem - przepięknym Hitt'em spod Dumbiera. 
W ostatnich dniach Furia doszła do wniosku, że nie może tak być, żeby wakacjowała tylko Luna i jej też się fajny wyjazd należy! Luna to dziecko, ale ona jest dorosła i ma być 'sexwyjazd' bo jak nie, to ona się zakocha w Kreciku-Jamniku z za płotu i koniec! I ma w nosie, że my sobie uważamy, że Krecik to nieodpowiedni kawaler dla burej panienki! Cóż było robić. Zapakowaliśmy więc naszą "sexturystkę" do auta i pojechaliśmy na Słowację. Hitt wyraźnie się spodobał, uczucie było obustronne,więc teraz trzymamy kciuki i czekamy na wynik USG za miesiąc:)
Szanowna para razem wygląda tak:
Nasza Fusiejka z narzeczonym:)  (Kalaratri z Peronówki i Hitt spod Dumbiera)

A tak w ogóle, to dorobiliśmy się te strony "hodowlowej" - tam w kolejnych zakładkach więcej  i o naszych dziewczynach i o przyszłym tacie małych "Wilków z baśni" czy niedługo-miejmy nadzieję- o samych małych burych kurduplach:). Zapraszamy o tu:


Swoją drogą, nie wiem jak Luna wytrzyma to wszytko nerwowo bo na dobrą sprawę, Furiowy amant to Lunki tata, czyli Furia co? Macocha:) Fajnie. Dorastająca nastolatka w okresie buntu i kobieta jej ojca pod jednym dachem. Już widzę te pyskówki Lu: "Nie będziesz mi mówić co mam robić! Nie jesteś moją matką!" , "Nie myśl sobie,że skoro sypiasz z moim ojcem, to możesz mi rozkazywać!" W co myśmy się wpakowali!;)



czwartek, 14 października 2010

O REMONCIE CZYLI O MIKSIE PANIKI Z EUFORIĄ I CZY TO JUŻ CHOROBA?:)

Dziękujemy wszystkim za ciepłe słowa - podziałały:) Na wystawie na którą tylko czekałam "a co to się stanie i dlaczego nie pojedziemy" Lu wybiegała sobie tytuł Młodzieżowego Zwycięzcy Klubu:)
Teraz zaczęliśmy pełną parą remont. W domu nie mam już prawie żadnych ścian (WRESZCIE!) i czekam na okno, które otworzy minisalonik na sad i pastwisko zajmując prawie całą minisalonikową miniścianę. Doczekać się nie mogę ognia na kominku, regału z książkami, kubka herbaty, fotela przy tym oknie a za oknem ośnieżonego sadu no i gdzieś na horyzoncie koni, grubych i futrzastych jak mamuty, jak to zawsze na zimę:) Ale to jeszcze nie teraz. Tej zimy z planu będzie okno i konie jak mamuty. Właściwie konie jak mamuty to już są. :) Póki co, zamiast kominka jest dziura w suficie, jak książki to tylko "pracowe" a herbatę mogę sobie zrobić pod warunkiem, że lubię z tynkiem bo po burzeniu ścian tynk mam wszędzie. Euforia miesza mi się z paniką i kochany pamiętniczku,czy to jest normalne?
Remont - i tu niespodzianka - dziko sprzyja zwierzyńcowi! Bure opracowały podręczny podręcznik: "Jak wykorzystać remont przeciwko pańci: 101 sprawdzonych porad". Wydają go wraz z dołączonym demonstracyjnym DVD (pańcia w roli głównej ofiary - i tu dygresja: tak,to prawda że kamera dodaje 5 kilo, będę o tym pamiętać oglądając różne chude aktorki i od razu będzie mi lepiej). A bura książka do nabycia w Empikach i w twoim kiosku. No bura pomysłowość jest nieograniczona! Ot z dzisiaj: można np całkiem niepostrzeżenie położyć się w cemencie, a potem już pozostaje tylko czyhać! Czyhać na ten radosny moment, kiedy pańcia W CZARNYM PŁASZCZU będzie szła do pracy. Wyczekać do ostatniej chwili i gdy już prawie wsiądzie do auta i przytulić się radośnie, że niby TAK SIĘ JĄ STRASZNIE KOCHA ( no przecież za to psa nie pokrzyczy!)!A potem, gdy się głupia pańcia zorientuje że ma płaszcz w połowie beżowy, to już tylko pozostaje szybko w nogi! Podstęp jak nic! A ile śmiechu! No boki zrywać! 
Żabka też kocha remont i złożyła wniosek jakoby taki remont trwał całe żabkowe życie. Dlaczego? Bo wtedy można spać z pańcią w łóżku bo  NA-BOGA-NIE-MA-PRZECIEŻ-GDZIE! A Żabka - jak wiadomo - Księżniczka. Nie uśnie w brudzie! Prócz tego, można się obżerać, bo ci wszyscy nowi naiwni ludzie to zawsze się dadzą nabrać na "schroniskowe głodne oczęta", a pańcia nieraz niedobiegnie z krzykiem "proszę psa nie karmić". No same plusy! Czasem mam wrażenie że ja i goście patrząc na Żabę widzimy dwa różne psy: oni widzą wielkie oczy a ja wielką dupę. W tej konfrontacji mam po mojej stronie wagę łazienkową, KTÓRA NIE KŁAMIE.Niestety waga nie kłamie też w kilku innych przypadkach i wtedy lubimy się z panią wagą ZNACZNIE mniej!
 Lolek też nagle stał się domowy, ponieważ ciekawość się w środku domu odbywa, a gdzie się ciekawość odbywa, to przecież NIE MOŻE ZABRAKNĄĆ KOTA! A największa frajda była wtedy, gdy wyszło się przez dziurę na strych i wszyscy stali pod dziurą i wołali "Lolek,Lolek" a Lolek ZWIEDZAŁ. Dwie godziny.

Mogę powiedzieć,że najbardziej odpoczywamy, gdy nie ma nas w domu:) W ostatni weekend  spędziliśmy na wystawie w Częstochowie, gdzie Lu wybiegała tytuł BOB i obiecuje solennie nie używać terminu "Lunka wybiegała BOBa". I dziękuję za "wykładnię" mojej kochanej Milence, która w kilku żołnierskich słowach wyjaśniła mi głupi uśmiech "nie psich" znajomych, którym mówię "że Lunka wybiegała BOBa";) To może nie rozwijajmy już tego tematu i przejdźmy do części fotograficznej. Lansiarskie zdjęcie z Lunką na tle tabliczek z tytułami sobie odpuszczę, za to po wystawie poszliśmy pospacerować, gdzie Lu niewątpliwie wybiegała...to może ja nie będę dalej brnąć...
ZDJĘCIA:


Więcej zdjęć z wystawy i nie tylko, do zobaczenia  o tu (kliku-kliku)

sobota, 18 września 2010

O ECHU (ALE NIE TAKIM OD "ECHO" TYLKO TAKIM OD "ECH..."

Ech... powiem tylko krótko że nie ma nas, bo ostatnio czego się nie tkniemy to się piepszy. Wojtek miał pojechać na klinikę jeździecką prowadzoną przez Kyrę Kyrklund, bilet kupiony, wszystko gotowe… i nie pojechał. Dziś mieliśmy być razem z psami na rewelacyjnych końskich zawodach i serii wykładów z zakresu jeździectwa naturalnego w Zbrosławicach i... i dupa za przeproszeniem! Jutro czeka nas  (dla odmiany) psia wystawa klubowa… zastanawiam się tylko, co tym razem się stanie i nie dotrzemy… grrrr… idę sobie potupać nóżką obutą w gumofilca  (w gumofilc?)  i pozaciskać piąstki ze złości. A no i jeszcze zrobię się czerwona na uszkach i policzkach jak burak! Burak ćwikłowy! Tylko jeszcze nie zdecydowałam która odmiana. Zastanawiam się pomiędzy Czerwona Kula NEO a Wodan Beyo Zaden, ale ta druga raczej nie, bo napisali że jest mocno plenna, a ja z plennością, to raczej mam nie po drodze. Z resztą Czerwona Kula NEO brzmi lepiej, bo jest NEO, a teraz podobno dobrze jest być NEO.
Serdecznie pozdrawiam,
Czerwona Kula NEO ;)

sobota, 11 września 2010

O KAJTKU BURKU I INNYCH MĘŻCZYZNACH

Rozmawiam ostatnio ze znajomą. Ona wie, że mam psy że kilka, no i tak od słowa do słowa, bo ona ma Kajtka Burka. Od niedawna. Kajtek Burek jest jej pierwszym Kajtkiem Burkiem więc wszystko mają „pierwszy raz”.  No i z Kajtkiem Burkiem jest problem.
- Bo wiesz, Aga, Kajtek Burek jest kochany, po domu już nie sika, buty przestał obgryzać… ale mam z nim  jeden kłopot z tym moim Kajtkiem Burkiem. I to straszny. On w ogóle, wcale, kompletnie, nie wraca gdy go wołam.  Czasem sobie przyleci, ale generalnie to ma w nosie. Wraca kiedy chce. Wiesz, ja stoję wołam, biegnę za nim, ale on chociaż niewielki to przecież dużo szybszy i trudno go złapać…
-A uciekałaś mu kiedyś?
-Nie…
-No to spróbuj ty mu może uciekać, żeby on ciebie gonił a nie odwrotnie. Powinien za Tobą pobiec tak sobie myślę.
- No popatrz…- zamyśliła się koleżanka – To zupełnie jak z facetem!

A no właśnie. Zupełnie;)

czwartek, 9 września 2010

A CO TAM U KONI? CZYLI HEUSCHMANN+KYRKLUND!

Żeby nie było, że tylko psy i psy i psy to powiem, że Wojtek jest w trakcie przygotowywania notki zdjęciowej   o tym, co tam słychać u tych państwa:




A ja tylko dodam, że dzięki uprzejmości Oli od Clio (jeszcze raz ogromne dzięki Olka:) ) , byłyśmy razem na seminarium prowadzonym przez dr Gerda Heuschmanna nt. "Anatomia konia decyduje o rodzaju treningu”. Było bardzo intensywnie i bardzo rozwojowo:) Wojtek natomiast już za chwil kilka wybiera się na zajęcia prowadzone przez Kyrę Kyrklund w ramach kliniki jeździeckiej!

poniedziałek, 6 września 2010

DZIŚ BĘDZIE SAMOCHWALSTWO,ALE JAK TU SIĘ NIE CIESZYĆ: LUNA BEST IN SHOW PUPPY MIEJSCE 1:)

No i znoooooooowu nie będzie o wakacjach:) Wakacyjna notka ze zdjęciami z wycieczki po Chorwacji jak ona długa i szeroka+wyspy, o tym jak prawie przywiozłam dwa koty, o plażach zupełnie dzikich, o spaniu pod gołym niebem i jedzeniu fig prosto z drzewa musi widać jeszcze poczekać:)  Z drugiej strony, myślę, że miło będzie pisało się o takich ciepłych krajach z kubkiem herbaty malinowej i Lolkiem the kotem na kolanach gdy deszcz za oknem:)
A o czym dzisiaj w takim razie? Dzisiaj będzie na bieżąco i znowu psio:)  Jak nic, trzeba zrobić wreszcie stronę hodowli żeby tam wrzucać psie sprawy:) Wczoraj na Międzynarodowej Wystawie w Krakowie Furia i Wojtek wybiegali trzeciego już Fusiowego CACIB'a, piąte CWC i kolejny tytuł Najpiękniejszej Suki w Rasie, a Luna...a Luna ostatnią wystawę w klasie szczeniąt zakończyła tytułem Best in Show Puppy na miejscu pierwszym:)! Straszne to samochwalstwo ale tak bardzo, bardzo się cieszymy! Lu fajnie się zaprezentowała  jak na szczeniaczka (w przeciwieństwie do pańci-całe szczęście psa oceniali;) ) Skoro już tak się cieszymy to dlaczego się tym nie podzielić, szczególnie że Luna i ja uczymy się biegać w ringu razem (bo Furię wystawia Wojtek):)

A poniżej można zobaczyć, jak to wyglądało;) (dzię-ku-jeeeeeee-myyyyyyy za kamerowanie:) )







Graba znalazła jeszcze zdjęcie (dzięę-kuuuuuuuuu-jęęęęęęęęęęę:) ), bo my byliśmy bezaparatowi,więc dorzucam:)


poniedziałek, 23 sierpnia 2010

FURIA CHAMPIONEM POLSKI!!! :)

Nawet nie wiem, od czego mam zacząć  po tych wakacjach! Może najlepiej zacząć od końca, bo właściwie ledwo wróciliśmy o domu, a już trzeba było jechać… na wystawę! Furii minęło pół roku od kiedy otrzymała pierwszy wniosek na Championa Polski i pierwsza wystawa po tym okresie na jakiej  mogła championat  kończyć to Nowy Targ.  Zawsze miło jechać w te strony, bo to moje rodzinne. Wystawa była bardzo kameralna  i ogromnie miła chociażby ze względu na przesympatycznego Wandala Cwanego Wilka którego na niej poznaliśmy i wesołego sędziego:).  Furia prócz CWC zgarnęła też wszystko inne co mogła z tytułem Zwycięzcy Rasy włącznie!  Pannie Championce woda sodowa uderzyła do głowy w trzy sekundy i po powrocie do domu zażądała spania na łóżku nie w nogach, a na poduszce! Luna z miejsca spuchła z zazdrości! Musiałam wytłumaczyć panienkom, że „czępioństwo” niczego w domowych relacjach nie zmienia i żadnych przywilejów z tego tytułu się nie otrzymuje (czyli poduszka nadal jest pańci, pańci i tylko pańci!) Bure „dziewczyny” jednak nie są przekonane. Tylko Żabka jest ponad to! Co tam jakieś championaty! Ona jest po prostu KRÓLOWĄ!

 I może na koniec zdjęcie "czępiąki". Chciałam wybrać takie "czępioniaste", z ładnym ruchem, pies pełen gracji,wdzięku i dostojeństwa... ale jak się okazało, jaki rozumek takie dostojeństwo;) ekhem... nasza "czępiąka";)




środa, 4 sierpnia 2010

WYJAZD NA WAKACJE!

Czekam z niecierpliwością na towarzystwo w składzie: dwa parsony, jeden spaniel, jeden rottweiler oraz jeden mój ulubiony lenartowski rajdżnos (jeśli dobrze zapamiętałam);) no i oczywiście czekam na ludzi, których psy ze sobą przywiozą:) A my? A my od poniedziałku pakujemy walizki, bierzemy Lunię pod pachę i jedziemy na Chorwację, po drodze zahaczając o wilczakowy letni obóz szkoleniowy na Słowacji w Havranovie - niestety tylko przejazdem,przywitać się i pooglądać psy :) 
Po całym dniu padam z nóg więc dziś króciutko. Powiem tylko, że po wakacjach będzie kilka nowinek :)
 I TO JAKICH!:)

Lunia bardzo przeżywa, odlicza czas od wyjazdu i od kilku dni się pakuje:
"Czekaaaaaaaaaj!! Nie zamykaj walizki! Tą poduszkę jeszcze mi weź!"

czwartek, 29 lipca 2010

O POBUDCE

Generalnie pobudkę (pierwszą) mam w okolicy 4:30 bo „Jest gorąco, żądamy, żeby nas NTYCHMIAST wypuścić! W przeciwnym razie: zjemy Ci szpilki oraz nie zrobisz sobie rano kawy, bo odgryziemy kabel od młynka i na tym nasza fantazja na pewno nie poprzestanie!”. Wobec takich argumentów... Na wpół przytomna człapię do drzwi z kotłowaniną burego futra kłębiącego się  u nóg bo: ”Mnie! Mnie wypuść pierwszą! Mnieeeeeeeeee!Nie jąąąąą! Mnieeeeeeeeeeeeee!”. Raz po raz wyławiam z burych kłębów, to mojego kapcia, to wczorajszą skarpetkę, to butelkę po nalewce (Proszę nie pytać. To długa historia - Luna lubi… Od maleńkości...),  to książkę którą czytałam wieczorem,  to książkę, której nie jestem w stanie rozpoznać bo jest w kawałkach (chociaż na tym polu tracę najmniej punktów- dziewczyny wiedzą, że za jedzenie książek „pańcia” morduje z zimną krwią i bez zastanowienia). Doczłapuję do drzwi, otwieram, wypuszczam, wracam do łóżka… płynnie mijam łóżko i idę do okna, bo na parapecie ”Miaaaaaaaaaaaaaał! Do cholery! Wpuść mnie! Sam byłem całą noc na polu! OTWIERAJ! Sam sobie nie otworzę!!” Lolek.  Otwieram okno, obieram kierunek „łóżko”… które płynnie mijam bo: „Drzwi otwórz! Rany Boskie! Lolek przyszedł! Ja chcę do Lolka! Otwieraaaaaaaaaaj!”.Lunia. Otwieram posłusznie i zaczyna się klasyczna bójka „pies-kot”. Po pół godziny  Lunka i Lolek padają bez ducha i proponują chwilowe zawieszenie borni. I jest  spokój! No to może jednak pośpię. Ściągam z poduszki Żabę, która ZUPEŁNIE nie wie o co chodzi  i w najgorszym wypadku „nie-słyszy” bądź „jest-ze-schroniska-tyle-się-wycierpiała-i-nie-można-jej-tak-traktować-i-będzie-chora-jak-pańcia-będzie-niedobra!”  Twardym trza być! Nie ruszają mnie takie hipochondryczne argumenty! „Zejść!’ zarządzam. Żaba obrażona schodzi. Następnie: zdejmuję z poduszki Lunę, zdejmuję z poduszki Lolka, zdejmuję z poduszki Furię, zdejmuję z poduszki Żabę, zdejmuję z poduszki Lunę, zdejmuję z poduszki Lolka, zdejmuję z poduszki Żabę, zdejmuję z poduszki Furię, Żaba już czeka w kolejce, sprytnie blokuję ją nogą, szybko sama kładę się na poduszce, a obrażony zwierzyniec zasypia na podłodze. Na 5 sekund. „Wypuść mnie! SIKU!” zarządza Luna. Wstaję, człapię do drzwi, przy których dowiaduję się że „ŻARTOWAŁAM! Odechciało się!”. Wracam do łóżka… i wszystko jest jasne - podstęp: jedna mnie wywabi, druga zajmie poduszkę, a potem się podzielą. Ściągam z poduszki Furię, ściągam z poduszki Żabę, ściągam z poduszki Lolka… dziwne, w kolejce powinna być Furia  ale nie ma...bo właśnie piszczy przy drzwiach!: „SIKU! OTWIERAĆ!”. Tym razem nie dam się tak załatwić: poduszkę biorę ze sobą. Otwieram. Wracam do łóżka. Prawie zasnęłam. PRAWIE.”No ale jak to? To gdzie jest Furia? To ona nie śpi z nami? No jak to nie śpi?!To ja też nie śpię! Ja chcę do Furii! Będziemy się bawić!” Lunia oczywiście. Wypuszczam. W ostatniej chwili udaje mi się przechwycić przemycanego na pole kapcia („Ale przecież nie pytałaś czym będziemy się bawić i NIGDY NIKT nie mówił, że kapciem nie wolno!” Nie, kurde, nikt! Wcale!). Koniec. Boże, wreszcie łóżko i.... łukiem mijam łóżko, bo szturm na drzwi, jedno okno, drugie okno, po kolei. „Pić nam daj!!” Wynoszę miskę z wodą i słyszę z za płotu: ”Nooooooooooo, to skoro już się obudziłaś, to my poprosimy śniadanko!”Konie. Daję jeść. Wracam  do łóżka… żeby wyłączyć budzik!
No to nic. No to kawa. Gdzie ja ten młynek… Człapię do okna, włączam czajnik… opieram się o framugę i patrzę na sielski-wiejski poranek… na radosne, wyspane psy szalejące w promieniach słonka… Bawią się… aniołki moje kochane… MŁYNKIEM DO KAWY CHOLERA?!!!
Niniejsza notka dedykowana jest dziewczynom, które niedługo będą opiekowały się zwierzyńcem pod naszą nieobecność. Życzę im dużo SPOKOJU  oraz, żeby wyspały się przed przyjazdem - szczególnie w obliczu przywiezienia ze sobą swoich czterech psów:). A ja wtedy będę razem z Lu sączyła drinka z plamką na plaży czy innym wybrzeżu HA-HA-HA (zaśmiała się szyderczo!);)!

poniedziałek, 12 lipca 2010

O PSICH POMYSŁACH

Furia - wylęgarnia pomysłów! Co jeden, to lepszy!

piątek, 9 lipca 2010

O SOKU Z KWIATÓW CZARNEGO BZU I NIEGOTOWANIU ORAZ NIEPIECZENIU

Zdecydowanie jestem z kobiet niegotujących. tzn gotujących, gotujących,  a przez ostatni czas z okazji diety gotujących prawie codziennie, ale moje „gotowanie” ogranicza się do „wrzuć do garnka, posól i poczekaj aż zabulgocze, smacznego i pamiętaj pozmywać bo Luna sięga mordą do zlewu”. Więc gotowaniem, to bym tego może szumnie nie nazywała. Zachęcona poczynaniami osób tysiąc razy zdolniejszych ode mnie w kuchennym temacie (czego im zazdroszczę jak jasna cholera)  postanowiłam pół roku temu, że upiekę chałkę. Szybko przypomniałam sobie, dlaczego pierwszy raz ciasto drożdżowe robiłam w piątej klasie podstawówki i przyrzekłam sobie wtedy, że nigdy więcej. Wyszło coś,  do czego musiałam w akcie desperacji poszukać pasującego przepisu w internecie , żeby jakoś sprzedać to koledze małżonkowi, że niby TAKIE MIAŁO WŁAŚNIE WYJŚĆ (No bo do cholery, jestem kobietą sukcesu czy nie?! Nie miało prawa się nie udać! Tego brakowało, żebym poległa pokonana przez jakieś jajka, piekarnik i drożdże instant!). No i okazało się, że gospodyni domowa wymyśliła już wszystko (najpierw było koło, a potem przepisy w internecie!)  i tak znalazłam ślicznie brzmiącą włoską nazwę, którą jak dla mnie na nasz język ojczysty powinno tłumaczyć się jako „chałka zakalec trochę gumiasta, trochę twarda, mocno przesłodzona”. Ale, że Włosi widać w kuchni są bardziej syntetyczni, mają NA TO jeden wyraz, nawet już nie pamiętam jaki. Tak czy inaczej opchnęłam małżonkowi świństwo mojej piekarniczej produkcji  jako coś tam o wdzięcznej nazwie kończącej się na  „-lonni” albo inne  „-delle”. Kolor się zgadzał, wielkość się zgadzała, składniki mniej więcej też, na smak może spuśćmy zasłonę milczenia. Wojtek musi mnie chyba jednak strasznie kochać, bo udawał że mu smakowało i nawet użył słowa „nowatorskie” ale tutaj nie wiem czy aby na pewno był to komplement… No to mamy jasność. Nie piekę ciast i nie gotuję. Robię natomiast nalewki wszelakie za które powinni mi przyznać Pokojową Nagrodę Nobla, bo już niejedni przy takiej butelce naszej produkcji się pogodzili;) ), robię też wraz z Wojtkiem wino  z różnych dziwnych roślin  (też o niespotykanych właściwościach, ale o tym może innym razem i po 22.00), serum prawdy w wersji płynnej (o właściwościach jak sama nazwa wskazuje) i… sok z kwiatów czarnego bzu  (banalnie, na przeziębienie).  I dziś będzie o tym ostatnim. Postanowiłam pokazać jedynie zdjęcia kwiatów, bo słoiczki z sokiem każdy może sobie wyobrazić: ćwierćlitrowy słoik, biała zakrętka, w środku zawartość w kolorze sików. Niniejszym smacznego:)

Taki koszyczek  kwiatków udało się nam wydrzeć komarom, które nas prawie zeżarły. 


poniedziałek, 5 lipca 2010

środa, 30 czerwca 2010

O TYM, ŻE KOT NA KOLANACH UNIEMOŻLIWIA PISANIE :)(BO JEŚLI NIE WIADOMO CZYJA WINA, TO NA PEWNO WINA KOTA!:) )


Trochę wróciliśmy:) Wiosna minęła nam wyjątkowo szybko... przy trzech psach, pięciu koniach i jednym kocie rozpychającym się na kolanach, trudno znaleźć czas na pisanie. Socjalizacja małej, szkolenia, wystawy...Czekam z niecierpliwością na urlop, bo może wtedy uda się nam nadrobić zaległości przynajmniej fotograficzne:) Dziś na początek tylko dwa zdjęcia, jak to mała Lu (już nie taka mała) zwiedza rzeźbę Igora Mitoraja na krakowskim rynku:)


i jeszcze z "pańcią" :)


Urosło nam "maleństwo", prawda? :)