poniedziałek, 23 listopada 2009

O TYM, ŻE NIE PAMIĘTA WÓŁ...I O ZMIENNOKSZTAŁTNYCH:)

Ani ja ani Wojtek nie piszemy tu o naszej pracy, no ale w związku z tym że ostatnie trzy tygodnie przeleżałam plackiem chora w domu i zdążyłam się za pracą stęsknić, to będzie wyjątek:

Siedzę na zajęciach, dookoła wlepione we mnie „dziecięce” oczęta. Tłumaczę na kiedy, co i jak mają zrobić.

- Bla, bla, bla...ple,ple,ple… a te rysunki proszę oddać w formacie 50x30 cm. –większość kiwa głowami, lecz cześć „dziecięcych” oczu nadal patrzy w sposób niepozostawiający wątpliwości… nie wszystko jest dla nich jasne…

- Proszę pani… - wyrywa się blond włosa istotka – a 30 na 50 cm czyli prostokąt?- oniemiałam, zdusiłam śmiech, w końcu jest tam gdzieś we mnie Profesjonalny Pedagog podobno też trochę, nie? Fachowo trzeba się zachowywać! Śmiać się nie wolno! Nie ma głupich pytań ponoć!

-Tak, 50x30 to prostokąt proszę pani. –odparłam uprzejmie. Większość główek pokiwało ze zrozumieniem, a Mały Profesjonalny Pedagog, który podczas zajęć siedzi mi na ramieniu i podpowiada jak mam zachowywać się wobec „dzieci” aż zaklaskał z uciechy... Wtem pacholę jedno otwiera swych ust korale:

- Aaa proszę pani….. prostokąt w jakim sensie? – Zatkało mnie zupełnie. Spojrzałam we wlepione we mnie błękitne, zupełnie poważne oczęta.

- W różowym, proszę pana. NO NORMALNIE W RÓZOWYM! Albo nie! Może w zielonym?! Niech będzie w zielonym proszę pana! Tak, w zielonym sensie!– nie wytrzymałam. (Szlag trafił Profesjonalnego Pedagoga, który zeskoczył mi szybko z ramienia, powiedział, że w takim razie, to on dziękuje, a potem splunął, zaklął i poszedł się upić.)

-Achaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa… - usłyszałam - ku memu bezbrzeżnemu zdziwieniu - pełen zrozumienia cichy pomruk… Przytaknęli wszyscy zgodnie i zanotowali coś w zeszycikach. Zgłupiałam zupełnie. Do tej pory zastanawiam się, CO oni sobie tam zrozumieli...



A poza tym to u nas nic. Ja zdecydowanie nadal jestem ZMIENNOKSZTAŁTNA. Moja zmiennokształtność przejawia się głównie w okolicy bioder i oczywiście na plus. Podejrzewam, że duże ilości jabłek w cieście mają z tym coś wspólnego… (Nie, ciociu, nadal nie nauczyłam się gotować. Tak, wiem, że jestem po ślubie i by wypadało, ale nadal nie umiem i nie mam czasu. Tak, dalej umiem zrobić tylko jabłka w cieście i to tylko dlatego, że mam je zapisane w genotypie, w linii prostej po babci tak samo jak to, że potrafię umalować sobie rzęsy obydwoma rękami. Tak, pisać też potrafię obydwoma.) Ale wracając do zmiennokształtności… Niby nie ma w tym nic złego, bo wszystkie fantastyczne książki mówią, że Zmiennokształtni, to istoty wyjątkowe i rzadko spotykane. Czyli że co? Czyli że chroniona! Czyli że dostaniemy na mnie dotacje unijne! Jeśli byłby wymóg, że gatunek musi być zagrożony, to na dobrą sprawę, też mogę poczuć się zagrożona! Zawsze! Na zawołanie! Rozmnażam się jak widać też raczej słabawo, a jeśli posiedzę tak ze dwie noce nad doktoratem zamiast spać, to naprawdę WYGLĄDAM JAK BYM BYŁA NA WYMARCIU! Czyli spełniam chyba wszystkie warunki! Nie?Unio?Halo!?No nie!?

poniedziałek, 2 listopada 2009

CLIO I CEKIN


No i mąż się wziął i zamieścił.
Zdjęcia z Clio można znaleść tutaj (klik na zdjęcie):









A Cekina tutaj:














Więcej zdjęć w naszej galerii: http://picasaweb.google.pl/agaiwojtek