Generalnie pobudkę (pierwszą) mam w okolicy 4:30 bo „Jest gorąco, żądamy, żeby nas NTYCHMIAST wypuścić! W przeciwnym razie: zjemy Ci szpilki oraz nie zrobisz sobie rano kawy, bo odgryziemy kabel od młynka i na tym nasza fantazja na pewno nie poprzestanie!”. Wobec takich argumentów... Na wpół przytomna człapię do drzwi z kotłowaniną burego futra kłębiącego się u nóg bo: ”Mnie! Mnie wypuść pierwszą! Mnieeeeeeeeee!Nie jąąąąą! Mnieeeeeeeeeeeeee!”. Raz po raz wyławiam z burych kłębów, to mojego kapcia, to wczorajszą skarpetkę, to butelkę po nalewce (Proszę nie pytać. To długa historia - Luna lubi… Od maleńkości...), to książkę którą czytałam wieczorem, to książkę, której nie jestem w stanie rozpoznać bo jest w kawałkach (chociaż na tym polu tracę najmniej punktów- dziewczyny wiedzą, że za jedzenie książek „pańcia” morduje z zimną krwią i bez zastanowienia). Doczłapuję do drzwi, otwieram, wypuszczam, wracam do łóżka… płynnie mijam łóżko i idę do okna, bo na parapecie ”Miaaaaaaaaaaaaaał! Do cholery! Wpuść mnie! Sam byłem całą noc na polu! OTWIERAJ! Sam sobie nie otworzę!!” Lolek. Otwieram okno, obieram kierunek „łóżko”… które płynnie mijam bo: „Drzwi otwórz! Rany Boskie! Lolek przyszedł! Ja chcę do Lolka! Otwieraaaaaaaaaaj!”.Lunia. Otwieram posłusznie i zaczyna się klasyczna bójka „pies-kot”. Po pół godziny Lunka i Lolek padają bez ducha i proponują chwilowe zawieszenie borni. I jest spokój! No to może jednak pośpię. Ściągam z poduszki Żabę, która ZUPEŁNIE nie wie o co chodzi i w najgorszym wypadku „nie-słyszy” bądź „jest-ze-schroniska-tyle-się-wycierpiała-i-nie-można-jej-tak-traktować-i-będzie-chora-jak-pańcia-będzie-niedobra!” Twardym trza być! Nie ruszają mnie takie hipochondryczne argumenty! „Zejść!’ zarządzam. Żaba obrażona schodzi. Następnie: zdejmuję z poduszki Lunę, zdejmuję z poduszki Lolka, zdejmuję z poduszki Furię, zdejmuję z poduszki Żabę, zdejmuję z poduszki Lunę, zdejmuję z poduszki Lolka, zdejmuję z poduszki Żabę, zdejmuję z poduszki Furię, Żaba już czeka w kolejce, sprytnie blokuję ją nogą, szybko sama kładę się na poduszce, a obrażony zwierzyniec zasypia na podłodze. Na 5 sekund. „Wypuść mnie! SIKU!” zarządza Luna. Wstaję, człapię do drzwi, przy których dowiaduję się że „ŻARTOWAŁAM! Odechciało się!”. Wracam do łóżka… i wszystko jest jasne - podstęp: jedna mnie wywabi, druga zajmie poduszkę, a potem się podzielą. Ściągam z poduszki Furię, ściągam z poduszki Żabę, ściągam z poduszki Lolka… dziwne, w kolejce powinna być Furia ale nie ma...bo właśnie piszczy przy drzwiach!: „SIKU! OTWIERAĆ!”. Tym razem nie dam się tak załatwić: poduszkę biorę ze sobą. Otwieram. Wracam do łóżka. Prawie zasnęłam. PRAWIE.”No ale jak to? To gdzie jest Furia? To ona nie śpi z nami? No jak to nie śpi?!To ja też nie śpię! Ja chcę do Furii! Będziemy się bawić!” Lunia oczywiście. Wypuszczam. W ostatniej chwili udaje mi się przechwycić przemycanego na pole kapcia („Ale przecież nie pytałaś czym będziemy się bawić i NIGDY NIKT nie mówił, że kapciem nie wolno!” Nie, kurde, nikt! Wcale!). Koniec. Boże, wreszcie łóżko i.... łukiem mijam łóżko, bo szturm na drzwi, jedno okno, drugie okno, po kolei. „Pić nam daj!!” Wynoszę miskę z wodą i słyszę z za płotu: ”Nooooooooooo, to skoro już się obudziłaś, to my poprosimy śniadanko!”Konie. Daję jeść. Wracam do łóżka… żeby wyłączyć budzik!
No to nic. No to kawa. Gdzie ja ten młynek… Człapię do okna, włączam czajnik… opieram się o framugę i patrzę na sielski-wiejski poranek… na radosne, wyspane psy szalejące w promieniach słonka… Bawią się… aniołki moje kochane… MŁYNKIEM DO KAWY CHOLERA?!!!
Niniejsza notka dedykowana jest dziewczynom, które niedługo będą opiekowały się zwierzyńcem pod naszą nieobecność. Życzę im dużo SPOKOJU oraz, żeby wyspały się przed przyjazdem - szczególnie w obliczu przywiezienia ze sobą swoich czterech psów:). A ja wtedy będę razem z Lu sączyła drinka z plamką na plaży czy innym wybrzeżu HA-HA-HA (zaśmiała się szyderczo!);)!