poniedziałek, 28 września 2009

O OKNIE NA ŚWIAT...

Wojtek w dbałości o moje zdrowie wyrzucił mi z „pseudopracowni” (co to sobie w niej trzymam komputer i książeczki) okno. Nie, nie żebym jakoś szczególnie dopominała się o to…. ale dobry maż rozumie potrzeby żony!

Trochę się mu nie dziwię że okno wyrzucił, bo miało ono jako żywo pewien feler (w postaci dziury wielkości pięści przez którą robactwo oraz drobne zwierzęta wpełzały w co chłodniejsze dni do domu, tuląc się z lubością do ciepłej obudowy komputera i łasząc do moich stóp). Mąż najpierw okno wyrzucił, a potem zamurował to co po nim zostało bo „będziesz miała cieplej kochanie i się nie rozchorujesz” . No i mam cieplej. I ciemniej. Ciemniej o jakieś 100%. ..bo „pseudopracownia” była wyposażona w jedno tylko okno.

Kolega był na stypendium w Finlandii i opowiadał, że tamtejsze kobiety siedząc np. w kuchni nagle zaczynają płakać. Bez powodu. Wszystkie. Zbiorowo. Równocześnie. Zapytane o przyczynę odpowiadają „...bo tak jakoś nam się smutno zrobiło nagle i niespodziewanie, nie wiemy dlaczego...”. Podobno amerykańscy naukowcy udowodnili (bo amerykańscy naukowcy udowadniają już wszędzie i wszystko), że to podobno od braku naturalnego swiatła. No nie wiem. Jeśli nagle poczuję wszechogarniający bezsens i już niczego nie będzie mi się chciało, to proszę mi na powrót wybić dziurę w ścianie. Już wolę zimno i drobne zwierzęta.

2 komentarze:

  1. Bardzo fajny blog. Klimaty bliskie mej duszy.
    Pozdrawiam.
    Kresowy Zagończyk.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aj ten chłop. Nie dało się chociaż uprosić i wmurowanie tam luksferów?
    Teraz nie bedzie juz zmiłuj, jak będziesz płakać to winny będzie Wojtek Wr.! I basta!

    OdpowiedzUsuń