środa, 12 sierpnia 2009

O TYM, ŻE MY TU SOBIE GADU GADU...

Było gorące sierpniowe południe. Agnieszki makijaż kapiąc obficie na buty spłynął jakieś pół godziny temu, co - w ciągu ostatnich dni – i tak było całkiem niezłym wynikiem. W ubiegłym tygodniu Pan Pogodynka w radio powiedział, że są „dog days”. Agnieszce ogromnie spodobała się ta zupełnie nic nie mówiąca nazwa i od tej pory używała jej regularnie. Kilka dni temu sprawdziła co ona oznacza. Nie wniosło to do jej życia szczególnie wiele, gdyż słownik wypluł słówko „kanikuła”. Kanikuła także nie kojarzyła się dokładnie z niczym, wiec też używała jej przy każdej nadarzającej się okazji. Kiedyś sprawdzi w słowniku co to kanikuła. Sprawdzi. Pewnie za jednym zamachem, szukając „mobbingu”, „tudzież”, „obligatoryjny” i jej ulubionego „konfabulując”, którego używa równie namiętnie jak niektórzy k…. . Z konfabulującą kanikułą na ustach, Aga podążała na spotkanie.

W tym czasie Milenka weszła z nagrzanej słońcem ulicy do baru, o wiele mówiącej nazwie Gadu-Gadu. Wybrała użytkownika, wpisała hasło, następnie zaświeciła żółte słoneczko. Dzień jak co dzień. Z baru przyniosła sobie kawę i rozejrzała się dookoła. W dosyć zadymionym i ciemnym ale chłodnym wnętrzu, przy nie pierwszej czystości stolikach siedziało kilka osób. Ci najbliżej baru niezdarnie mrugali będąc raz po raz a to widoczni, a to niewidoczni, a to za chmurką, a to bez chmurki. Przy barze kilku znajomych resetowało się co chwilę - zapewne dopadł ich wirus… Inni z przesiąkniętym nienawiścią opisem dotyczącym swojej pracy, udawali że pracują. Pozostali sącząc co-kto-ma-a-najczęściej-kawę ustawiali sobie opisy w coraz to bardziej egzotycznych i niezrozumiałych dla pozostałych użytkowników baru językach… często dla siebie zapewne też. Pod ścianą rozsiadła się grupa zawzięcie cytujących angielskie fragmenty piosenek, przeważnie o nieszczęśliwej miłości albo braku sensu życia. Ci ostatni często tworzyli grupki wzajemnego wsparcia pojąc się własnym nieszczęściem jak dzieci ciepłą i odgazowaną colą. I Milenka i Aga uwielbiały ciepłą i odgazowaną colę. Różnica była tylko taka, że Aga wyrażała to w opisach, a Milenka jeszcze nie. Kilka stoliczków dalej siedzieli cytatowcy filozoficzni. Cytatowcy filozoficzni cytowali wielkie cytaty, wielkich osób o których wiedzieli mało, a w zasadzie nic prócz tego, że w razie potrzeby można pewnie znaleźć ich w Wikipedii. Chyba można. Nie wiedzą, bo nie sprawdzali.

Mileńka sączyła kawę, drzwi drgnęły. Do środka weszła Aga. Starła z twarzy resztki makijażu w wersji płynnej, zaopatrzyła się w napój z dużą ilością kofeiny, podała użytkownika i hasło, ustawiła zwodniczy status (a może to był statut?), że jakoby jej nie było, dorzuciła angielski cytat którego nie rozumiała, ale właściwie język był tu bez znaczenia, bo cytatów z polskich pop piosenek nie rozumiała równie często i to już od dawna. Rozejrzała się dookoła szukając Milenki…jej uwagę przykuła grupka osób w piżamach…w piżmach?!? O dwunastej?! A…taaaak… to rodzina z USA, u nich jest dopiero wczesny ranek…

Dziewczyny odnalazły się wysyłając sobie milion uśmiechów.

-Milenka, bo mam sprawę do Ciebie. – zastukała dźwięcznie Aga

-No? – odstukała Milenka

- Mogę zrobić na blogu przekierowanie do Waszej blogowej relacji z przyjazdu Falbi i Fiali do nas? Bardzo mi się podoba Twoja o tym notka, ja nie wymyślę nic równie fajnego na ten temat…Mogęęęęęęęę?

- Jasne, proszę. – odparła Milenka z – jak zawsze – uśmiechem.

I tak: czytacze drodzy! Uprzejmie donosimy, że Fiala i Falbi przyjechały do naszego końskiego SPA;) Od kilku tygodni biegają sobie po górkach i wakacjują w ośmiokonnym stadzie:). Relacja z przyjazdu, przywitania z końmi znanymi i zapoznania z nieznanymi na blogu Naturalnej Stajni Falbana, czyli o tu:

relacja Milenki na i-haha.blog.onet.pl(klik)

Milenko, dziękujemy:)

A zostaje nam jeszcze jedna notka przyjazdowa:) Kto zgadnie jaki to konik?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz