Powoli robi nam się jesień. Trochę już zziębnięty, pachnący gruszkami poranny sad… pastwiskowe zielone dolinki, ozłocone promykami porannego słonka pagórki w butach z mlecznobiałej mgły... a w tej mgle tętent kopyt… To rankiem gdy z kubkiem pachnącej kawy jedziemy do pracy, a później?
Wracamy do domu, witają nas konie galopujące gdzieś za babim latem ze złotym, popołudniowym słońcem w grzywie…
A o zmroku zaczynają fruwać gacki i słychać jeszcze świerszcze… „Konie! Chodźcie! Kolacja!” wołamy. Znów równy rytm kopyt, radosny galop i parskanie. Wieczorny zapach winogron przy stajni, bo nasza mała stajenka cała utopiona w żółtozielonych winogronowych kiściach… Później pieczone ziemniaki, psy grzejące się przy ognisku i wilczakowe złote od ognia oczy, a w nich jesienne , diabelskie płomyki… snujący się po łące dym z owocowego drzewa… koty mruczące z zadowolenia, bo cegły wędzarni takie ciepłe… Wędzarnia jak najbardziej w użyciu - czas najwyższy przygotować wigilijny susz na kompot… Taka jest nasza jesień. Czekamy jeszcze na kolorowe pola chryzantem dookoła i bażanty, które na zimę pewnie znów sprowadzą się do naszego sadu… ale to dopiero za kilka miesięcy. A dziś? A dziś suszymy zioła np. o tak:
A u nas w Rabce od samego rana jest tak:kury uparcie dopominają się o pszenicę,gołębie sierpówki /prawie nasze/czekają na gałęziach bzu na jakieś ziarno,króliki już czekają na otwarcie stajni i wyjście do ogrodu, bo tam czekają na nich pod drzewami jabłka, śliwki i gruszki, nie wspominając o całkiem sporej świeżej trawie,a kot sąsiada też czeka na otwarcie stajni,bo są tam małe króliki,więc może udałoby mu się coś upolować. Poza tym to tylko wyje pies sąsiada, bo rzadko jest wyprowadzany na spacer.Ale i tak jest pięknie , chociaż Żydów jest super.Pozdowiam, mama I.
OdpowiedzUsuńA poza tym, u Was pachnie szarlotką:)A u nas szarlotką pachnie tylko wtedy, gdy ją od Was przywieziemy:)Buziaki!:)
OdpowiedzUsuńAga, ale napisałaś piękny poemat. Aż poczułam te wszystkie zapachy i usłyszałam trzask ognia... Dzięki. Można na chwilę oderwać się od głośnej warszawskiej codzienności.
OdpowiedzUsuńKasia, nie chwal, nie chwal, bo zacznę pisać trzynastozgłoskowcem i jeszcze będę mieć zapędy na dzieło narodowe czy inne wiekopomne, zamiast na bloga;) A ja dziś też miałam dzień w miejskiej codzienności, tyle, że krakowskiej dla odmiany:)
OdpowiedzUsuńChwalę, bo jest co chwalić :) A krakowska codzienność jest chyba jednak przyjemniejsza od warszawskiej. Dawno już nie byłam w Krakowie, może czas odwiedzić rodzinę i się przejść po rynku jesienną porą...
OdpowiedzUsuńZdradzę bardzo cichutko, że chyba zbliża się wielka chwila zakupu mojego własnego rumaka :)
No to jak będziesz, to dawaj znać:)Pójdziemy na gorącą czekoladę - świetna na jesienne dnie:)
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaa! Własnego rumaka! Pięknie!!!Super!:):)Trzymamy kciuki!:)
No no no :) jak sie szlarnia pięknie zmieniła ;) widze że plany wdrażacie w życie i dobrze :D i czyżbym ja widziała Agę brunetkę ?:) Ile zmian ;) a końskie foty gdzie :D
OdpowiedzUsuńNataszkaR